Szukaj na tym blogu

sobota, 14 lutego 2015

Przemiana



Nic nie trwa wiecznie. Coś się musi skończyć, by coś innego mogło zacząć istnieć.

Blog "Górnicy" zmienia swoją formę i przestaje być blogiem. Po ponad czterech latach uznałem, że nadszedł czas na zmianę, na zastąpienie jednej inspiracji drugą.

Doszedłem do wniosku, że rozczłonkowanie stron o wałbrzyskiej koszykówce nie ma większego sensu. W ciagu czterech lat trochę się w biało-niebieskim świecie pozmieniało i nie chodzi mi wcale o skakanie naszych koszykarzy po ligowych szczebelkach. 

Portal gornik.walbrzych.pl w przeszłości był oficjalną stroną internetową klubu na której publikowanie pseudointelektualnych tekstów było niewskazane. Dlatego też powstał blog, by dać tym tekstom swoją przestrzeń. Od pewnego czasu gornik.walbrzych.pl, który mam przyjemność tworzyć od czterech lat, nie funkcjonuje już jako oficjalna witryna Górnika. Rolę tę przejęła strona gornik2010.walbrzych.pl, a gornik.walbrzych.pl stał się ponownie w stu procentach płaszczyzną należącą do fanów.

Przy obecności dwóch stron internetowych o wałbrzyskim baskecie, istnienie trzeciej (czyli tego bloga) traci powoli sens. Z tego też powodu blog "Górnicy" staje się historią, a ja swoje skrobanie po klawiaturze przenoszę na gornik.walbrzych.pl (i okazyjnie na gornik2010.walbrzych.pl). Formę bloga zastąpią felietony. Nazwę "Górnicy" zastąpi DNP.

A cóż to takiego te DNP? To skrót, z którym się bardzo identyfikuję.

DNP widnieje w protokołach meczowych za Wielką Wodą i odnosi się do graczy, którzy w danym meczu nie mieli okazji zagrać. DNP, czyli z ang. Did Not Play (Nie Grał). 

"Nie grał" pasuje do mnie jak ulał!!! Nigdy nie grałem w poważnym koszykarskim meczu, nie mam za sobą choćby jednego poważnego treningu koszykarskiego. Basket znam jedynie z trybun, z kanapy i okazjonalnie z boisk uliczno-halowych. Choć kochałem WF, to na siłowni dźwigałem najmniej, a do uprawiania koszykówki na zadowolającym poziomie zabrakło mi szybkości, wzrostu i czasu, bo za dużo ślęczałem nad książkami.  

DNP można jednak rozwinąć w inny, bardziej polski sposób. Nie, nie... zamiast "Dominik Na Parkiecie" lepiej pasuje "Dominik Na Piśmie".

Od jakiegoś czasu blog "Górnicy", jak pewnie zauważyliście, przymierał, dogorywał, wysuszał się od braku nowych wpisów. Pisanie felietonów na już żyjącej stronie będzie dla mnie łatwiejsze niż utrzymywanie przy życiu dodatkowego, blogowego tworu. Będzie też wygodniejsze dla was. 

Podsumowując, zapraszam do śledzenia DNP na portalach gornik.walbrzych.pl i gornik2010.walbrzych.pl. Każdy wpis będzie zaczynał się od trzech liter: DNP. Did Not Play. Dominik Na Piśmie. 

Dzięki za te cztery lata i do usłyszenia na powyższych stronach.


piątek, 30 stycznia 2015

Dwie twierdze, twierdzę

(16-2) Nysa Kłodzko - (14-4) Górnik Wałbrzych 69:68 po dogrywce

Kibice Górnika w Kłodzku, zdj. styrlitz

Było to jakieś trzy-cztery lata temu. Na wycieczkę do Twierdzy Kłodzko wybrałem się ze znajomymi. Choć od czasu tej wyprawy minęło niewiele, to w pamięci pozostały strzępy informacji. Pierwsza wzmianka o tej fortyfikacji pochodzi z X wieku, twierdza przez lata przechodziła z rąk do rąk, a w czasie II wojny światowej była więzieniem dla opozycjonistów Rzeszy. Ze swojej wyprawy pamiętam pięknie wystrojoną w historyczny strój panią przewodnik, ciasne i wyjątkowo nieprzyjemne ciemne tunele w katakumbach oraz przepiękną panoramę rozciągającą się na całe miasto.

Obecnie w Kłodzku twierdze są jednak dwie (no może trzy, jeżeli liczyć galerię handlową „Twierdza”). W lokalnym ośrodku sportowym koszykarze Nysy są wyjątkowo niegościnni dla najeźdźców, odprawiając wszystkich bez wyjątku na tarczy.

Górnik wybierał się do koszykarskiej twierdzy w złych nastrojach. Porażka z Polonią Leszno u siebie zepsuła kibicom weekend i była solą na ranę powstałą po potknięciu z Muszkieterami Nowa Sól. Zespół wgramolił się w dołek i oglądał się przez ramię czy ktoś w tym trudnym momencie stoi za nim murem.

Stali oni. Kibice. W liczbie ok. 70 zajęli półtora sektora w malutkiej kłodzkiej hali.

Siłą wałbrzyskiej koszykówki kibice są od lat. W ciągu ostatnich kilku sezonów nie brakowało im powodów by się odwrócić i pójść w zupełnie inną stronę (na mecze siatkarzy!?). Nie zrobili tego, bo swoją drużynę kochają i wspierają bezgranicznie.

Hitowe starcie z Nysą przyszło na pracującą środę. Niemal do ostatniej chwili biłem się z myślami, czy na mecz się wybrać. Perspektywa późnego powrotu i konieczność podniesienia się następnego dnia z łóżka po godz. 5 do pracy wprawiała mnie w zakłopotanie i trwogę. Pomyślałem: „Pieprzyć to. Muszę ten mecz zobaczyć”. Pojechałem i nie żałuję, bo w kłodzkiej kotlinie doszło do meczu niesłychanego.

Meczu, który będzie się pamiętało przez lata. Meczu, który był żywą promocją i gloryfikacją koszykówki. Jej zapierającej dech w piersiach nieprzewidywalności, jej umiejętności do przekazywania ogromnych emocji i do wyzwalania wielkich pokładów adrenaliny.

Wydaje się to nieprawdopodobne, ale na derbowy hit do Kłodzka przyjechali biało-niebiescy nie tylko z Wałbrzycha, ale i z regionu (Wrocław, Wołów), a jeden nawet z Bydgoszczy. I to pomimo środowego terminu! Terminu powstałego by sztucznie gonić spadające kartki z kalendarza, wypaczającego sportową rywalizację, bo znacznie ograniczającą mobilność kibiców. Środowy termin nie powinien mieć racji bytu, niezależnie czy dochodzi do ligowego meczu na szczycie, czy też, gdy grają outsiderzy. Na poziomie 2. ligi, gdzie grają pracujący pół-amatorzy, termin środowy jest niewyobrażalnym naruszeniem przyzwoitości.

Dlaczego sezon zaczął się dopiero na początku października, co wymusza mecze w środku tygodnia by zdążyć z rozegraniem wszystkich kolejek?  Dlaczego sezonu nie zainaugurowano w pierwszej połowie września, co pozwoliłoby na uniknięcie meczów w środy? Zadawałem sobie w głowie te pytania o 5 rano następnego dnia, podnosząc się ospale z łóżka.

Tak liczny wyjazd kibiców wymaga dobrej organizacji i odpowiedzialnego podejścia do sprawy. I choć w tej kwestii doszło do zgrzytów, to bardzo dużo ciepłych słów należy się przedstawicielom Nysy. W Kłodzku przesunięto mecz na 20:00 tak, by każdy chętny zdążył dojechać. Do tego na przyjezdnych kibiców (czyli nas) czekał cały odseparowany sektor. Po meczu jakiś facet w kręconych włosach dziękował nam za przyjazd i doping. Fajnie.

Choć starcia z Nysą wywołują w tym roku wielkie emocje, to biało-niebiescy kibice na obcej ziemi zachowali zimną krew i kulturalnie dopingowali swój zespół, nic sobie nie robiąc z kilku prowokacji ze strony fanów gospodarzy.   

Kilka masywnych filarów zasłaniało mi duże połacie boiska, ale byłem szczęśliwy, że jestem na hali. I to pomimo tego, że tablicę wyników byłem w stanie zobaczyć jedynie dzięki mocnemu przechyleniu się w lewo. Jakoś w połowie meczu, gdy nasi wyglądali jeszcze nieźle i wydawało się, że Kłodzko podbiją, powiedziałem do kolegi, że mam złe przeczucia, że przegramy jednym punktem. Naprawdę, tak było. Wykrakałem.

W ekipie biało-niebieskich zwiastuny gorszych czasów było widać już w czasie wygranych minimalnie meczów z Obrą Kościan czy Rawią Rawicz. Ostatnim ostrzeżeniem był dreszczowiec w Aqua Zdroju z Basketem Suchy Las. Puchar Polski, w którym nasi wyglądali najlepiej w sezonie okazał się wyjątkiem potwierdzającym przyjście kryzysu. W Kłodzku kroplówką trzymającą Górnika przy życiu był fenomenalny tego dnia w czwartej kwarcie Rafał Glapiński. W decydującej fazie meczu wałbrzyszanie byli zagubieni, ale grający pod presją kibiców kłodzczanie nie wyglądali wiele lepiej. Mecz Górnik - Nysa nie był wirtuozerskim pokazem polotu w grze, był raczej twardą walką wyrobników o przetrwanie.

Niewiele pamiętam z wyprawy do największego zabytku Kłodzka. Nie pamiętam dat przedstawionych przez przewodniczkę, nie jestem w stanie powtórzyć nazwisk kolejnych właścicieli fortyfikacji. Najbardziej w pamięci został ten przeklęty kilkusetmetrowy wąski tunel, którego wiele rozwidleń w rzeczywistości prowadziło donikąd. By przejść ciasny tunel w kłodzkiej Twierdzy trzeba kucnąć i mocno pochylić głowę. Do dziś pamiętam swoją wielką radość, gdy wreszcie znalazłem się w większym pomieszczeniu i mogłem swobodnie podnieść głowę.

„Górnicy” wyglądali trochę jak ja kilka lat temu w tym ciasnym i wilgotnym tunelu w Twierdzy. Byli równie zagubieni i bezradni, a ich mobilność wydawała się równie ograniczona. W koszykarskiej twierdzy, jaką jest hala Nysy, górniczy koszykarz tez musiał pochylić głowę. Nie przestaję jednak wierzyć, że i biało-niebiescy znajdą właściwą drogę do wyjścia z własnego kryzysu. Z podniesioną głową rzecz jasna.

  

niedziela, 25 stycznia 2015

Rzucaj celnie, broń szczelnie

(14-3) Górnik Wałbrzych - (6-11) Polonia 1912 Leszno 58:69


zdj. walbrzych24.com


- Może ty?
- Nie
- No dobra. A może tamten?
- On też nie.
- Ok. A może ona?
- Ona tym bardziej nie.

Trudno było w sobotnie popołudnie znaleźć na trybunach kogoś, kto przejmował się starciem z Polonią Leszno. Przedostatnią w tabeli Polonią Leszno. Wszyscy myślami byli już przy środowym starciu na szczycie z Nysą Kłodzko. Według trybun, wygrana miała przyjść łatwo, lekko, bezboleśnie, po spacerku. Cóż, w sporcie „spacerek” to rzadko spotykany rzeczownik. W opartej na bieganiu, zagrywkach i schematach koszykówce tym bardziej.

Okazało się, że kłodzkim pojedynkiem przedwcześnie zaprzątali sobie głowę także biało-niebiescy koszykarze. „Górnicy” z Polonią zagrali najgorszy mecz od sam nie wiem kiedy, ale duża w tym zasługa „Polonistów”, którzy byli na wałbrzyszan po prostu gotowi.

„Rzucaj celnie, broń szczelnie” – brzmi banalnie, wręcz prostacko. Te najprostsze koszykarskie powiedzenie jest jednocześnie skuteczną receptą na zwycięstwo. Polonia trafiła aż 12 razy za trzy, podczas gdy biało-niebiescy niemiłosiernie pudłowali z dystansu i ginęli w gąszczu obrony strefowej rywala.  Polonia wiedziała o zagrożeniu ze strony Piotra Niedźwiedzkiego pod koszem i dlatego „wyrzuciła” naszych na obwód, gdzie trwał w nieskończoność festiwal wystrzeliwanych w stronę kosza ślepaków.  Do tego nasi byli wyjątkowo wyluzowani w defensywie, zostawali często na zasłonach, co kończyło się niezmiernie dużą ilością wolnego miejsca na dystansie. Pozostało leszczynianom tylko trafiać.

W grze „Górników” coś się wyraźnie zacięło już jakiś czas temu. Wałbrzyszanie niemal wpadli w serię trzech porażek z rzędu, bo przy dramatycznej wygranej w Suchym Lesie majstrowała boska ręka. W środę cholernie istotne starcie w Kłodzku z liderem. Ewentualna porażka może być kulą u górniczej nogi w II etapie, gdzie wyniki z czołowymi pięcioma zespołami z naszej grupy mają znaczenie.


Wielu „ekspertów” skazuje już wałbrzyszan na kłodzką klęskę. Niesłusznie, bo każdy mecz jest inny, a w sporcie jak to w sporcie – wszystko się może zdarzyć.

piątek, 16 stycznia 2015

Wróżenie z liczb

Zwycięstwo juniorów z Turowem Zgorzelec nie przyszło łatwo. Przez kilka fragmentów spotkania to zgorzelczanie byli bliżej końcowego triumfu. Ostatecznie biało-niebiescy wyrwali wygraną 72:66 i zachowali szanse na wymarzony awans do fazy centralnej mistrzostw Polski.

No właśnie. Jak duże są w rzeczywistości te szanse? Jeszcze niedawno wydawało się, że iluzoryczne, ale tak źle chyba nie jest.

W etapie centralnym znajdą się trzy najlepsze ekipy z każdej z ośmiu stref. My gramy w strefie WROCŁAW (woj. dolnośląskie + woj. lubuskie). Zwycięzca każdej ze stref z automatu awansuje do półfinału, a pozostałe 16 ekip będzie podzielone na cztery grupy po cztery ekipy. Po dwa najlepsze zespoły z każdej z grup awansują do półfinałów i tam spotkają ośmiu zwycięzców stref (w sumie w półfinałach zobaczymy więc szesnaście ekip w czterech grupach). Faza finałowa to osiem zespołów podzielonych na dwie grupy. Cztery najlepsze zespoły zagrają w wielkim półfinale, z którego zwycięzcy zmierzą się w meczu o złoto, a przegrani w pojedynku o brąz.

Kalendarium:

16.III.2015 zgłoszenie zespołów do rozgrywek centralnych
18.III.2015 przyznanie organizacji ćwierćfinałów
27.III -29 III.2015 ćwierćfinały
30.III.2015  losowanie półfinałów
1.IV.2015 przyznanie organizacji półfinałów
17-19.IV.2015 półfinały
22.IV.2015 przyznanie organizacji Finałów
6-10.V.2015  finały  

Czub tabeli ligi juniorów, strefa WROCŁAW – stan na 16 stycznia:

1. WKK Wrocław       12        24        12-0
2. Górnik                     12        21        9-3
3. Śląsk                       12        21        9-3
4. Zastal                      12        21        9-3

W naszym regionie, jak widać, przerażający ścisk i zaciekła walka o miejsca 2-3. Górnik, Śląsk i Zastal mają tyle samo punktów. A jak wygląda mała tabela pomiędzy zainteresowanymi?

1. Górnik         4          6          2-2      -5
2. Śląsk           3          5          2-1      +9
3. Zastal          3          5          1-2      -5

Bezpośrednie mecze:

Górnik – Śląsk 84:78
Śląsk – Górnik 73:65

Zastal – Górnik 90:80
Górnik – Zastal 83:76

Śląsk – Zastal 58:51
Zastal – Śląsk ???? (mecz 1 marca)

POZOSTAŁE MECZE DO ROZEGRANIA:

Górnik:

v. WSTK Wschowa (dom) – 8.02
v. Gimbasket Wrocław (d) – 22 02
v. WKK (d) – 1.03
v. Zastal II (wyjazd) – 8.03

Śląsk:

v. Zastal II (w) – 8.02
v. Nysa (d) – 15.02
v. Zastal (w) – 1.03
v. Turów (w) – 8.03

Zastal:

v. WKK (w) – 8.02
v. Zastal II (d) – 15.02
v. Nysa (w) – 22.02
v. Śląsk (d) – 1.03


Ufff…. Wszystkie mecze pomiędzy zainteresowanymi były bardzo wyrównane, a o końcowym wyniku decydowały detale. W chwili obecnej Górnik jest wiceliderem, bo w małej tabeli ma najwięcej punktów. To się jednak może zmienić, gdy 1 marca dojdzie do kluczowych starć: Górnik podejmie na Piaskowej Górze mocarzy z WKK, a Zastal będzie walczył ze Śląskiem o awans do fazy centralnej.

Zakładając, że wszystkie walczące o awans trzy zespoły pokonają niżej notowanych rywali i wyłożą się w starciu z WKK (w tym przypadku nasi oraz Zastal), o wszystkim zadecyduje mecz w Zielonej Górze, gdzie gospodarze będą musieli pokonać Śląsk, a różnica punktów nie będzie grać już roli.

Scenariusz 1 na koniec rozgrywek (prawdopodobny):

2. Śląsk           16        29        13-3 (wygrane z niżej notowanymi oraz z Zastalem)
3. Górnik         16        28       12-4 (porażka z WKK i trzy wygrane z niżej notowanymi)
4. Zastal           16        27       11-5 (wygrane z niżej notowanymi, porażki z WKK i Śląskiem)         

W tym układzie „Górnicy” awansują z trzeciej lokaty do ogólnopolskich ćwierćfinałów.

Scenariusz 2 na koniec rozgrywek (bardzo, bardzo realny):

2. Śląsk           16        28        12-4 (porażka z Zastalem, wygrane z niżej notowanymi)
3. Zastal          16        28        12-4 (wygrana ze Śląskiem i niżej notowanymi, porażka z WKK)
4. Górnik         16        28        12-4 (wygrane z niżej notowanymi i porażka z WKK)

Zastal w tym scenariuszu pokonuje Śląsk różnicą mniejszą niż osiem „oczek”. Załóżmy, że różnica wynosi np.sześć punktów – wtedy WKS jest wyżej i z lepszej pozycji startuje to losowania grup ćwierćfinałowych fazy centralnej. W tym scenariuszu trzy zespoły tworzą małą tabelę, w której „Górnicy” wypadają najgorzej i odpadają z rozgrywek:

1. Śląsk           4          6          2-2      +3
2. Zastal          4          6          2-2      +1
3. Górnik         4          6          2-2      -5

Jeżeli Zastal pokona Śląsk różnicą ośmiu lub więcej punktów, to przeskoczy wrocławian w tabeli, zapewniając sobie lepsze rozstawienie w losowaniu w fazie centralnej.

Scenariusz 3 (zakrawa nieco pod science-fiction):

2. Śląsk           16        29        13-3 (wygrana z Zastalem i niżej notowanymi)
3. Górnik         16        29        13-3 (wygrane ze wszystkimi, w tym z WKK)
4. Zastal           16        27        11-5 (porażki z WKK i Śląskiem, wygrane z niżej notowanymi)         

Ha! Górnik w dreszczowcu ogrywa u siebie WKK, faworyta do złotego medalu mistrzostw Polski U-18! W sporcie wszystko jest przecież możliwe.

W tym scenariuszu wałbrzyszanie są kowalami swojego losu. Wygrywając z WKK nie trzeba już nerwowo obgryzać paznokci w oczekiwaniu na wieści z Zielonej Góry.

Scenariusz 4 (mało prawdopodobny):

2. Górnik          16        29        12-3    (wygrane ze wszystkimi, w tym z WKK)
3. Zastal           16        28        12-4    (wygrana ze Śląskiem co najmniej ośmioma punktami)
4. Śląsk            16        28        12-4    (porażka z Zastalem co najmniej ośmioma punktami)

Jest taki scenariusz, w którym WKS ląduje za burtą. By się jednak spełnił, układ gwiazd na niebie musi być dla nas wyjątkowo korzystny.

Druga połowa stycznia to ferie zimowe i przerwa w rozgrywkach, swoista cisza przed burzą. Zaraz po niej czeka nas jednak pasjonujący finisz rozgrywek w lidze juniorów. 1 marca wałbrzyscy kibice powinni ściskać kciuki nie tylko za koszykarską sensację w starciu z WKK w specyficznej hali na Piaskowej Górze, ale też za wygraną „Kosynierów” z Zastalem.

piątek, 9 stycznia 2015

Trafieni



Lata 2009-11 były w wałbrzyskim baskecie trudne dla zawodników i szalone dla kibiców. Tonący w długach Górnik niemal co tydzień grał „mecz o życie”. Wygrana była wtedy niczym trudny do znalezienia „biały kruk”. W ostatnim pierwszoligowym okresie nasi przegrywali bardzo wysoko, a jeżeli już zwyciężali, to po heroicznej walce do ostatnich sekund. W takich właśnie okolicznościach „Górnicy” ogrywali Politechnikę Warszawską (rzut na zwycięstwo niemal w ostatniej sekundzie Krzysztofa Jakóbczyka), Asseco II Prokom Gdynia czy, po dogrywce, Żubry Białystok. To były piękne mecze w strasznych czasach, cudownie wygrane pojedyncze dreszczowce z finałem, niestety, na dnie ligowej tabeli.

W ostatnim czasie wielu kibiców zatęskniło za dreszczowcami na ligowym parkiecie. Górnik wygrywał dość przekonywującą różnicą punktów, a minimalna wygrana z Basketem Suchy Las była jedynie wyjątkiem potwierdzającym regułę.

W starciu z Muszkieterami wreszcie było gorąco, ale happy endu tym razem zabrakło. Nie można mówić jednak o braku szczęścia w końcówce, bo koszykówka rzadko pozostawia rezultat przypadkowi. Nawet dające zwycięstwo celne rzuty w ostatnich sekundach wynikają z wcześniejszych błędów i niedopatrzeń jednej ze stron.

Trener Tomasz Jankowski (obecnie szkoleniowiec Exacy Systems Śląsk Wrocław) kiedyś powiedział, że drogą do sukcesu w koszykówce jest zastosowanie się do powiedzenia: „Rzucaj celnie, broń szczelnie”. Dodał też, że basket to gra błędów i na końcu wygrywa ten, który popełnił ich po prostu mniej.

Proste, ale prawdziwe.

„Górnicy” popełnili w całym meczu aż 22 straty. Wiele z nich wynikało z braku odpowiedzi na obronę na całym boisku, którą Muszkieterowie wałbrzyszan zaskoczyli i ostatecznie zabili. Nasi znowu korzystali z szybkiego przejścia do ataku, co kilkakrotnie przyniosło efekty. W ataku pozycyjnym zabrakło jednak kreatywności, gdy okazało się, że dwójkowe zagrania podkoszowych na wysokości „pomalowanego” w drugiej połowie przestały przynosić punkty.

Jeszcze w pierwszej części meczu zespół z Nowej Soli wyglądał nieporadnie i gubił się na pomocy w obronie niemal w każdej akcji. Biało-Niebiescy nie musieli wtedy zagłębiać się w wyszukane zagrywki, bo punkty udawało się zdobywać po akcjach typu: „podaj i biegnij, to ci odegram”. W drugiej połowie Muszkieterowie wzmocnili obronę, na którą Górnik nie znalazł odpowiedzi. Jak mawiają koszykarscy puryści, mecze wygrywa się obroną. Dużo w tym prawdy, bo ekipa Arkadiusza Miłoszewskiego trafiła jedynie 31% rzutów za 2, co nie przeszkodziło wydrzeć zwycięstwa.

Wielu górniczych fanów szuka przyczyn porażki w krótkiej rotacji czy zmęczeniu wynikającym z grania drugiego ligowego meczu w ciągu pięciu dni (w Pucharze Polski dwa mecze w dwa dni nie były problemem). Inni dopatrują się pasywności trenera w przerywaniu gry przerwą na żądanie. Jeszcze inni szukają transferów, które odciążyłyby na rozegraniu Rafała Glapińskiego (rezerwowy rozgrywający) oraz dodały głębię w rotacji skrzydłowych. A może słabszy dzień „Górników” związany jest z grą w środę, w dniu roboczym, gdy na hali wszyscy zjawili się niemal prosto z pracy?


Trudno wskazać jedną przyczynę niepowodzenia. Na pewno pojedyncza porażka jest dla zespołu cenniejsza niż dwie wygrane, bo zmusza do poszukiwań rys na, wydawałoby się, niemal perfekcyjnym obrazie powstałym po serii zwycięstw. „Górnicy” z Muszkieterami się potknęli, ale do upadku im daleko. Czasu na analizę nie brakuje, bo następny ligowy mecz, poważny sprawdzian z silnym Basketem Suchy Las, dopiero 17 stycznia.

czwartek, 1 stycznia 2015

W pułapce systemu


Jeden mecz to 40 minut boiskowej walki. To czas wysiłku, poświęceń, wypełniania założeń taktycznych, sięgania granic własnych możliwości.  Każdy mecz jest inny. Różnica polega między innymi na dynamice i dramaturgii widowiska, ale przede wszystkim jest uwarunkowana stawką.  Gdy ta jest nie do przecenienia, absolutnie wszystko się może zdarzyć.

21 grudnia juniorzy Górnika (rocznik 1997 i młodsi) grali o wielką stawkę. Do Wałbrzycha przyjechał Zastal Zielona Góra, a straszna ciasnota w czubie ligowej tabeli nakazywała biało-niebieskim ten mecz wygrać. I to nie byle jak, bo różnicą co najmniej jedenastu „oczek”. Tylko taka wygrana pozwalała przeskoczyć zielonogórzan w tabeli i wskoczyć na dające awans do etapu centralnego Mistrzostw Polski Juniorów 3. miejsce.

Zaczęło się idealnie. „Górnicy” odjechali rywalom w I kwarcie, grając koncertową koszykówkę. 30:9 po pierwszych dziesięciu minutach napawało bezkresnym optymizmem.

Druga kwarta to przebudzenie Zastalu. Rozkręcili się grający w starszym roczniku ex-kadrowicz młodzieżowej reprezentacji Polski Damian Pogoda oraz jeszcze młodszy od niego, pierwszopiątkowy skrzydłowy kadry Polski U-16 Kacper Mąkowski. Do przerwy prowadzimy już tylko różnicą jedenastu „oczek”. Zaczęło się bajkowo, ale do przerwy było już tylko dobrze.

W III kwarcie biało-niebiescy znowu grają dobry basket, podnosząc rzuconą przez zielonogórzan rękawicę. Choć gorszy dzień rzutowy miał Damian Durski, jeden z liderów Górnika, to do zdobywania punktów na dobre włącza się Maciej Krzymiński, który w pierwszej połowie miał kłopoty z faulami. Całością dyryguje świetny tego dnia rozgrywający Łukasz Kołaczyński. Po trzech częściach meczu prowadzimy szesnastoma punktami, co jest dobrym prognostykiem przed finałową odsłoną.

Wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą. Zastal starał się odgryzać, ale naszym udawało się lawirować wokół granicy wymarzonych jedenastu punktów przewagi. „Górnicy” byli jednak niczym facet balansujący na umieszczonej na szczycie wieżowca linie. Igraszki z niepewnym losem zakończyły się tragedią. Górniczego organizmu, będącego w ostatnich minutach meczu pod kroplówką, nie udało się niestety wyratować. Biało-Niebieskich pogrążają szczęśliwe akcje 2+1 oraz celne rzuty z dystansu niejakiego Adama Bednarczyka (16 pkt w Wałbrzychu, przed tym meczem w całym sezonie śr.  jedynie 6).

Gdy mecz (i cały sezon) można było jeszcze uratować, Kołaczyński oddał pod presją czasu dziwaczny rzut, po którym nie do końca było jasne, czy piłka dotknęła obręczy. Nasz zawodnik zebrał po sobie, ale sędziowie uznali, że kontaktu na linii piłka-obręcz nie było i odgwizdali błąd 24 sekund. Po wyroku arbitrów zdania obserwatorów były mocno podzielone. Nigdy już się nie dowiemy, czy sędziowie mieli słuszność. Kto wie, może ta akcja odwróciłaby losy meczu (sezonu)?

Chwilę po błędzie 24 sekund „Zastalowcy” ponownie trafili spod kosza, a Marcin Jeziorowski spenetrował pod kosz od złej strony, co skończyło się dla wałbrzyskiej drużyny niepowodzeniem. Biało-Niebiescy chwytali się brzytwy, ale ta ich na powierzchnię już nie wyciągnęła. Wygrana różnicą siedmiu punktów (83:76) okazała się dla Górnika bezwartościowa. Nie pomógł nawet heroizm Kołaczyńskiego, autora 19 punktów, 7 zbiórek i 9 asyst.

Do końca sezonu w regionalnej lidze juniorów jeszcze pięć kolejek, gdzie „Górników” czekają cztery starcia z dolną połówką tabeli oraz jedno z niepokonanym, mocarnym WKK Wrocław, które będzie zapewne walczyć o złoty medal mistrzostw Polski. By żyć nadzieją na awans do fazy centralnej nasi, obecnie na niedającym promocji czwartym miejscu, muszą wrocławian 1 marca ograć. Spotkanie odbędzie się o 14:30 w hali przy ul. Sokołowskiego w Wałbrzychu. Choć faworyta wskazać nietrudno, dopóki piłka w grze wszystko jest możliwe.  

Czub tabeli ligi juniorów:

  1. WKK Wrocław 10m 20 pkt 10-0
  2. Śląsk Wrocław 11m 20 pkt 9-2
  3. Zastal Zielona Góra 11m 19 pkt 8-3
  4. Górnik Wałbrzych 11 19 pkt 8-3
 Mecze Górnika z czołówką:

Zastal- Górnik 90:80
Górnik – Zastal 83:76
Górnik – Śląsk 84:78
Śląsk – Górnik 73:65
 WKK – Górnik 82:58
Górnik – WKK ????? –  niedziela, 1 marca, 14:30, niedziela, Hala ul. Sokołowskiego

Do etapu centralnego (ćwierćfinały MP U-18) wejdą trzy najlepsze drużyny z każdej z ośmiu stref (nasi grają w strefie WROCŁAW dla województw dolnośląskiego i lubuskiego). Zwycięzcy stref awansują automatycznie do półfinałów, a zespoły z miejsc 2-3 będą walczyć w grupach ćwierćfinałowych (16 ekip). W półfinale spotka się szesnaście ekip (osiem z pierwszych miejsc w strefach + osiem z miejsc 1 i 2 w ćwierćfinałach), a w rundzie finałowej MP U-18 zagra standardowo osiem najlepszych zespołów.

Ktoś kompletnie niewtajemniczony w rozgrywki młodzieżowe nad Wisłą może uznać, że czwarte miejsce młodych „Górników” to wynik przeciętny. Nie do końca tak jest, bo biało-niebiescy nie są przeciętnym zespołem.

Nasi obecni juniorzy przed czterema laty sensacyjnie doszli do meczu o brązowy medal Mistrzostw Polski Młodzików, ostatecznie przegrywając z Pyrą Poznań i zajmując i tak świetne 4. miejsce w kraju. Dwa lata później, w Mistrzostwach Polski Kadetów, ten sam zespół dotarł do etapu półfinałowego, który zresztą odbył się w Wałbrzychu. Zespół Pawła Domoradzkiego miał jednak pecha w losowaniu, trafiając na silne zespołu Trefla Sopot i Basketu Team Opalenica.  „Górnicy” z wymienionymi ekipami przegrali, ale wstydzić się nie muszą, bo Trefl sięgnął ostatecznie po srebrny medal, a Opalenica zajęła w kraju trzecie miejsce (mistrzem została Polonia Warszawa). Naszych sklasyfikowano ostatecznie na miejscach 9-13 w Polsce.

W tym roku, po kolejnych zmianach w regulaminie rozgrywek młodzieżowych, do etapu centralnego promowane są tylko trzy najlepsze drużyny. Siła regionu nie gra roli. A szkoda, bo według rankingu stref PZKosz, ta nasza jest NAJSILNIEJSZA w kraju (ranking tutaj). Samo województwo dolnośląskie, w kontekście rywalizacji na poziomie młodzieżowym, ustępuje jedynie pomorskiemu. Jakby tego było mało, województwie lubuskie, drugie najmniejsze w Polsce pod względem liczby mieszkańców po woj. opolskim, rośnie w siłę.  Młodzi koszykarze z rocznika 1999 z tej części kraju to mistrzowie Polski w Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży 2014, gdzie rywalizują ze sobą wszystkie województwa.

Juniorzy Górnika nie mają więc się czego wstydzić. Tym bardziej, że sukces był niewiarygodnie blisko, bo obok porażki w małych punktach z Zastalem nasi jak równy z równym walczyli z wrocławskim Śląskiem. Minimalna porażka w stolicy Dolnego Śląska, przy wygranej na własnym terenie, ujmy nie przynosi, bo Wrocław jest przecież dużo większym miastem, gdzie wybór potencjalnych koszykarzy jest nieporównywalnie bogatszy. A z WKK, najlepszym programem koszykówki młodzieżowej w Polsce, nie wygrał na razie nikt.


Okazuje się, że zespół Domoradzkiego, budowany jedynie na lokalnych zawodnikach, a nie na sprowadzanych z całej Polski (WKK, Zastal) czy regionu (Śląsk) talentach, znalazł się w pułapce systemu. Górnik wpadł do najgłębszej studni, jest częścią najsilniejszego koszykarsko regionu w Polsce, gdzie nawet silna i dobra praca u podstaw, przy braku odrobiny szczęścia, nie pozwala wydostać się ponad regionalną powierzchnię.

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Chwile radości

Final Four Pucharu Polski PZKosz:

Półfinał: Górnik – UTH Rosa Radom 67:62
Finał: Górnik – SKK Siedlce 91:62

Niedzielne popołudnie 28 grudnia było wyjątkowo zimne i śnieżne. Gdy A. opuszczała Aqua Zdrój uśmiech rozświetlał jej twarz. Górnik przed momentem zdobył Puchar Polski PZKosz, co sprawiło jej ogromną radość:

„ Pierwszy raz na meczu Górnika byłam trzy lata temu. Pamiętam, jak dostawaliśmy lanie od każdego. Dziś sięgnęliśmy za to po Puchar Polski!”

Dwa lata temu, w grudniu 2012 roku, biało-niebiescy mieli za sobą 10. kolejek w 3. lidze. Właśnie wygrali czwarty mecz z rzędu, ale z marnym bilansem 4-6 było jasne, że o grze o awans należy zapomnieć. Kto by pomyślał, że równo dwa lata później „Górnicy” będą podnosić Puchar Polski? Nasi faworytem do wygranej przecież nie byli.

W półfinale Final Four zmierzyliśmy się z pierwszoligowcem z Radomia. Byłem przekonany, że różnica pomiędzy 1. a 2. ligą jest ogromna, a wałbrzyskie Final Four nam to dogłębnie uświadomi. Po wejściu do hali szybko spojrzałem w stronę rozgrzewających się graczy Rosy, poszukując w składzie ich najgroźniejszych, flirtujących z Turon Basket Ligą, zawodników. Po chwili stało się jasne, że na próżno poszukuję Daniela Szymkiewicza i Damiana Jeszke. Obaj do Wałbrzycha nie przyjechali, bo wybrali się w niedzielę do Zielonej Góry na kolejny mecz ekstraklasowej Rosy. Wtedy po raz pierwszy poczułem, że mamy szanse.

Po pierwszych minutach półfinału Górnik przegrywał jednak 0:13. A. zaczęła obgryzać palce i chować twarz w dłoniach, a ja uwierzyłem w istnienie solidnego muru pomiędzy pierwszo- a drugoligowym światem. Po chwili za trzy trafił jednak Niedźwiedzki i wałbrzyszanie się odblokowali. Gdy w drugiej połowie nasz środkowy zakończył jedną z akcji potężnym wsadem, kibice zwariowali z radości. Nikt w Aqua Zdroju nie miał już wątpliwości, że zagramy w wielkim finale.

Tamże czekał na nas dołujący pierwszoligowiec, SKK Siedlce. Siedlczanie awans do wielkiego finału zawdzięczali fatalnym decyzjom trenera Polonii Leszno, z którą zmierzyli się półfinale. Trener Lebiedziński, przy stanie 60:57 dla swojego zespołu, zdjął z boiska lidera, Jędrzeja Jankowiaka, a dyrygowanie grą zespołu powierzył niedoświadczonemu, grającemu słabe zawody (0 pkt, 0 as, 0/2 z gry w całym meczu) Michałowi Rutkowskiemu. Chwilę wcześniej niepewnie grający Rutkowski zaliczył stratę i pozwolił siedlczanom na rozpoczęcie odrabiania strat. Przy stanie 60:59 dla Polonii Rutkowski, pod presją doświadczonego Kamila Michalskiego, przekołował piłkę za linię boczną. Na kilkanaście sekund przed końcem podanie Michalskiego pod koszem na punkty zamienił Ratajczak i to Siedlce niespodziewanie wyszły na prowadzenie 61:60. Polonia miała jednak piłkę w ostatniej akcji spotkania, gdy na zegarze pozostało 13 sekund. Przy dobrze rozrysowanej zagrywce, to wciąż wiele czasu by odwrócić losy spotkania. Na boisko po przerwie na żądanie powrócił Jankowiak, ale zamiast szukać faulu po penetracji pod kosz podał do nieobstawionego na półdystansie Malinowskiego, który spudłował. Na zegarze pozostały dwie sekundy, gdy siedlczanie wykorzystali jeden dwóch rzutów wolnych. Rzut z połowy Jankowiaka nie mógł się udać.
 
zdj. Mirosław Zawadzki
Pomimo tego, że SKK znalazło się w finale jedynie dzięki skrzętnemu wykorzystaniu nieporadności Polonii, to miało atuty, by stanąć na drodze „Górników” po puchar. Łukasz Ratajczak rozegrał ponad 120 meczów w elicie i wydawało się, że może spowolnić Niedźwiedzkiego. Ligowe doświadczenie mają też Michalski i Daniel Wall, który w przeszłości, jeszcze w brawach Siarki Tarnobrzeg, kąsał biało-niebieskich w 1. lidze.

To, co wydarzyło się w wielkim finale, trudno opisać słowami. Górnik zagrał najlepszy mecz od kilku lat, stając się wreszcie drużyną spełniającą oczekiwania malkontentów. Nasi szybko przechodzili z obrony do ataku, trafiali z dystansu, półdystansu, czy też po akcjach sytuacyjnych (pchnięcie piłki w stronę kosza Marcina Rzeszowskiego). Jakby tego było mało, z bardzo dobrym skutkiem próbowali akcji kombinacyjnych. Zespół Chlebdy wyglądał na pewny swoich umiejętności. W finałowym starciu tylko jedna drużyna wyglądała na pierwszoligową i nie byli to zagubieni siedlczanie.  

Wałbrzyszanie w Final Four udowodnili, że drugoligowcem są jedynie na pokaz, bo w składzie przecież nie brakuje ogranych ligowców, których los rzucił w drugoligową szarzyznę.
Wałbrzyscy kibice, pojawiając się w hali podczas finału w dużej liczbie, udowodnili, że koszykówka w mieście pod Chełmcem ma znaczenie. Całe rodziny zakładają klubowe barwy i ekscytują się tym najpiękniejszym przecież sportem. Sportem nieprzewidywalnym, który potrafi wywołać radość na twarzy kibica.

A. na pewno się ze mną zgodzi.

W Pucharze Polski PZKosz występują jedynie zespoły od pierwszej do trzeciej ligi, nie ma drużyn z ekstraklasy, a sam udział w pucharze był dobrowolny. To wszystko sprawia, że jego prestiż jest niski. Powodów do radości w biało-niebieskim świecie brakować jednak nie powinno, bo ważniejsza od wzniesienia złotego pucharu jest świadomość, że Górnik Wałbrzych nie stoi w miejscu, że się rozwija i że z każdym kolejnym miesiącem jest o nim coraz głośniej.

Trzy lata temu, gdy A. pojawiła się na meczu po raz pierwszy, pod nową górniczą budowlę wylewano dopiero fundamenty. Dziś już wiemy, że budynek nie grozi zawaleniem, a zamiast kupy gruzów dumnie rośnie na naszych oczach. Wciąż nie wiemy, jak wysoko ten budynek może sięgnąć, ale turniej finałowy Pucharu Polski dał nam do zrozumienia, że podwaliny pod kolejne piętro już zostały podłożone.   

„Kocham patrzeć jak ten zespół się rozwija!!!!” – powiedziała uradowana A., a wydobywająca się z jej ust para sygnalizowała chłodne popołudnie.